czwartek, 19 września 2013

11

Właśnie w łazience stanęłam oko w oko z myszą. Popatrzyłyśmy sobie w oczęta i zatwierdziłyśmy pakt o nieagresji. Ja ją zostawiam w spokoju licząc, że wyniesie się jednak w przyjemniejsze miejsce niż moja łazienka, a ona obiecała, że nie zeżre jak jej koleżanka całego opakowania tabletek z apteczki w szafce. Jak słowa nie dotrzyma poszczuję ją domowym deratyzatorem. Czyli ojcem. Moim, nie jej.

Mam całe palce czarne. Ale cóż. Kocham słonecznik.

Techniczne sprawy zaczynają mnie w domu przerastać. Dzisiaj odbyła się wideokonferencja na 3 kompy, jednego xboxa, monitor i karton kabli pomiędzy mM odległym o 5 tys. km, mną i Młodym odległym o 2 pokoje. Do kłębowiska kabli z kartonu należy dokupić jeszcze jeden, a najlepiej dwa i przejściówki.

Od wczoraj można o mnie opowiadać kawały. Nie obrażę się.

Kotek przyjechał po nowe opony do Suzy. Przyjechał, powiedział, że przyjedzie po nie w przyszłym tygodniu i pojechał. Nie ogarnęłam sytuacji.

Hans w ciąży. Znaczy się nie on, ale I. W niedzielę wylatuje do Anglii. Odstresować.
To trzeci ślub i druga ciąża w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Epidemia jakaś czy co? Chociaż lepsze to niż pogrzeby.

Od kiedy mam kundelka nie wiem(!) co czytać. Chyba przejdę się do biblioteki i przejrzę co mają ciekawego. Moja biblioteka kochana ma dziwny zwyczaj kupowania książek będących częściami serii. Tymi środkowymi. Bez początków i końców. Nie wiem. takie zabawne im się to wydaje czy jak.

Idę do łazienki sprawdzić sytuację na froncie myszowym.





sobota, 14 września 2013

piątek, 13 września 2013

9

Przegapiłam Transformersy. Jakim ja się pytam cudem??I to nic, że widziałam je już mnóstwo razy. Się kocha, się ogląda.

Młodsze dzieciątko w przedszkolu dostało wafelka. Wrzuciło go do wiecznie otwartego schowka. Otwartego, bo wrzucam do niego podczas jazdy papiery auta i telefon tak żeby w razie "Wu" mieć wszystko pod ręką. Odwożę dzisiaj matkę mą osobistą, gadamy o pierdołach, zerkam na telefon i zastanawiam się co ja w sumie widzę. No jest komórka, są papiery, chusteczki i jest wafelek. Ale kurka co temu wafelku jest?? Właściwie nie wafelek, a waHelek, bo tak mówił Starszy w dziecięctwie i tak już zostało. Domowo tylko oczywiście. Wafelek natomiast wyglądał następująco: miał pogryzioną i zeżartą prawie w całości wierzchnią folię ochronną i częściowo wygryziony środek. I dokładnie obgryzioną czekoladkę. Rozumiem, że w garażu do auta zakradł mi się nieproszony gość. Którędy wszedł nie mam pojęcia. W domu obejrzałam z ojcem podsufitkę, dywaniki, wszelkie schowki, bagażnik. Wczołgaliśmy się pod auto z latarka oglądając kable. Pod maską grzebaliśmy również. Gościa nie zlokalizowaliśmy. Liczę, że się nażarł wafelkiem i poszedł precz. Liczę również, że czekolada mu nie zaszkodziła i nie rozkłada właśnie teraz swoich zwłok w miejscu, w które nie zajrzałam. Jeśli tak czeka mnie zapach wielce ujmujący i rozebranie auta na części, do pojedynczej śrubki.

W szkole na zebraniu było krótko i konkretnie. Po godzinie już piłam kawę z K. obgadując nauczycieli. Zabrakło konfliktogennego tematu jakim jest czerwcowy komers. Myślę, że na następnym zebraniu zostanie to nadrobione.

Orgia śliwek. Wykańczamy z Młodą każde: wielkie i małe, fioletowe, czerwone i żółte, węgierki i renklody bez sprawdzania ich wegetarianizmu. Poprawiamy kolbami kukurydzy, słonecznikiem (te czarne palce później) i brzoskwiniami. Pycha.

Wyruszyłam dzisiaj przez moje Małe O. w poszukiwaniu jagiełek. Zostało mi jeszcze tylko kilka sklepów, ale jak na razie mój łup równa się wielkie zero. Czyli nic.

Mój darowany storczyk nadal stoi i kwitnie. To najdłużej utrzymująca się u mnie roślina. Podejrzewam, że jest sztuczny.

środa, 11 września 2013

8

Opieka na pierwszy weekend października dla Młodych załatwiona.

Czyli tylko dograć szczegóły i .....wolność. Chociaż na 3 dni.


update:
w necie można znaleźć wszystko
o to cytat
Gość: szukajaca_szczescia
Jak to powiedziała ""oświecona"", ""nowoczesna"" pani na naukach przedmałżeńskich:
"miesiączka to krwawe łzy macicy, z powodu nie zapłodnienia jajeczka".

poniedziałek, 9 września 2013

7

KS się obraził. Chyba. Bo nie zareagowałam odpowiednim entuzjazmem na jego propozycję i słowa. Lubię go, naprawdę lubię, bo fajny facet z niego jest. Ale wychodzi na to, że jeszcze bardziej lubię siebie. I uczę się na błędach. Swoich. Sama się podłożyłam w pewnej rozmowie. Trzeba kontrolować co się mówi, bo druga strona myśli i wyciąga wnioski. Następnego razu nie będzie. Znowu nauczka.

niedziela, 8 września 2013

6

Liczę, że jeszcze około 80 dni. Może mniej, może więcej. I jak to będzie, nie wiem. Zobaczymy. Nie nastawiam się w ogóle. Na nic. Ciotka zaproponowała żebyśmy kupili jej dom. Mamy kupić jej mieszkanie. I spłacić B. czyli 1/4 wartości domu. Nie stać nas od ręki więc kredyt. Matka powiedziała, że sprzeda ziemię i da nam kasę za nią. Wszyscy ach i och, bo to okazja. No tak, okazja. Ale czy ja w ogóle chcę dom? Całe życie mieszkałam i mieszkam w domu. Wiem jak to naprawdę wygląda. Poza tym mM ma pracę jaką ma i gdzie ma, więc praktycznie przez 5 dni w tygodniu byłabym sama. W domu i z domem. Z trawą i śniegiem, z rynną i dachem, z problemami i kłopotami, ze strachem i lasem za płotem. Sama. Wolę mieszkanie. Na razie i tak dopóki mM nie wróci problem z głowy won. Kocham instytucję szkoły i przedszkola. Bo zdejmują mi problem dzieci z głowy na kilka godzin. Oddycham wtedy. Ale.... ale niektórych pracujących tam ludzi, za ich pomysły, wydumane problemy i podejście udusiłabym gołymi rękoma. Już po tygodniu. Szybko. Od dwóch dni boli mnie głowa. I końca nie widzę. Skoczyły mi się pomysły na dostępne w domu leki. Jutro idę sępić skierowanie do endokrynologa to może coś na tę moją biedną głowę dostanę. A tak w ogóle to kocham SH. Wszystkich i każde z osobna. Za całokształt i drobiazgi. Za śmiech, radość i zwykłe słowa. Za wszystko. Mam tylko z nimi jeden kłopot. Ale to materiał na nowy wpis, bo dotyczy mnie, mojego podejścia, kompleksów, obaw i miliona innych rzeczy. Czyli najpierw muszę rozgryźć sama siebie, przeanalizować się, a potem to dopiero napisać. Wkurza mnie brak sprawnego "s" w lapku. Głupio się pisze kiedy każde s trzeba stawiać osobno do napisanego już tekstu. mM w Tv. Materiał obejrzałam na kompie, bo jako dobra żona nie włączyłam na czas telewizora. Ciężka praca, okropne warunki, tysiące kilometrów od domu, a jedyne co się rzuca WSZYSTKIM od razu w oczy, to fakt, że przytył. Telewizja pogrubia, znany fakt ;o)) Blog o pierdołach.

wtorek, 3 września 2013

5

Chciałabym. Ale nigdy tak nie będzie jakbym chciała. To niemożliwe ani do spełnienia, ani do zrealizowania. Nigdy. Bo nie można mieć ciastka i zarazem zjeść go. Trzeba wybrać albo jedno, albo drugie. A ja tak bym chciała mieć wszystko. Nawet rzeczy niemożliwe do pogodzenia. Szkoda.

Przegrałam pokonana własną bronią. Boli. I daje do myślenia.

Update:
Ha! czyżby jednak ta porażka nie była taka ostateczna??? Hmmmm

A teraz bardziej czytelnie będzie.
Nie ma to jak wkurw po porannej pobudce. Nic tak nie stawia na nogi jak spora dawka adrenaliny, której to nadawcą jest własny i osobisty syn. No bo przecież jakże w pierwszy dzień szkoły można wiedzieć, na którą to godzinę się ma pierwszą lekcję i gdzie są potrzebne książki. No skądże. I matka się weź i nie czepiaj takich drobiazgów. Przecież nie będę 15-latka do szkoły pakowała lub plan mu sprawdzała. Jak sobie pościele tak się wyśpi. A nawet i godzinę na lekcje poczeka. Trudno.

M. się zaręczyła. W pierwszej chwili pomyślałam "nareszcie". A potem sama się stuknęłam po głowie. No bo co z tego, że jest po 30-tce, że najwyższy czas, że rodzice, że dzieci..... bla bla bla. Szczęścia jej życzę. I tyle. I aż tyle. 

Młoda zdecydowała się, że jednak będzie chodzić na religię. "No bo co będę tak sama siedziała". Wiem, hipokryzja z mojej strony. Ale... no właśnie to cholerne ale. Ja byłam przeciwna, mM był za. I kto kogo pokona, przekona, ustąpi? Bez sensu. Młode mają wybór: chcą to chodzą (ja zgrzytam zębami) nie chcą to nie chodzą (mM ma żal). Nadal źle, ale kurka wodna nie pogodzę wszystkiego i wszystkich nie zadowolę.

Kraków? W życiu tam nie dojadę. Sama.

poniedziałek, 2 września 2013

4

Nie wiem. Wydaje mi się, że to był błąd. Chociaż. Chociaż nie żałuję. Mimo, że skutki mogą być bardziej niż opłakane. Tym się martwię. Ale nie żałuję. 
Nie żałuję nie tylko dlatego, że było warto, ale dlatego też, że decyzja ta pozwoliła mi uporać się psychicznie z sytuacją. I się uspokoiłam. Właściwie moja głowa się uspokoiła. 
Teraz czekać mi tylko pozostało. Na skutki. Lub ich brak.

Nie wiem czy chcę pisać regularnie. Raczej wątpię. Po prostu czasami, raz na jakiś rzadki czas muszę coś z siebie wyrzucić. Pogadać nie mam z kim, z resztą nie zawsze wszystko można powiedzieć. Więc czasami sobie tu popiszę. Chyba, że jednak będę potrzebowała tego miejsca częściej.

Niedługo minie 5 miesięcy. Liczę, że jeszcze góra 2 przede mną. Najgorsze są wieczory. I wyjścia. I samotność. I wieczna obawa o życie. Nie, nie swoje. I mimo wszystkiego ta obawa jest. Ech.

Dzisiaj jest zły dzień. Zły wieczór. Mimo wspominacza z fejsa. Który mnie bawi wspominając świat sprzed 20 lat. Po co??? To nic nie da. Ja nie jestem tą samą dziewczyną, a on tym samym facetem. Więc po co w ogóle zastanawiać się co by było gdyby, skoro to było i minęło. I się nie zmieni.